Chcę wrócić do sprawy Wojewódzkiego i jego wypowiedzi o
gwałceniu ukraińskiej pomocy domowej.
Od razu z góry się zabezpieczę. To, co powiem, może się
wydawać w poprzek tego, co ogólnie wyznaję. Wyznaję równość, równouprawnienie,
wolność, tolerancję i bywam nazywana lewakiem.
Ale w aferze „ukraińskiej” stałam po stronie Kuby. Pierwsze, co zrobiłam, to obejrzałam filmik z nagrania, w którym chłopaki pojechali. (A Ty? Obejrzałaś? Obejrzałeś? Czy tylko kierowałeś się tym, co potem pisała prasa?). Pojechali za mocno i to było widać, przynajmniej po minie Kuby, od razu się połapał, że poszło za grubo. Zrozumiał to, wyjaśniał i przepraszał. A ja rozumiem, że chciał dobrze. Rozumiem to, bo widziałam kiedyś film „Człowiek z księżyca”. Jim Carrey grał w nim Andy’ego Kaufmana, amerykańskiego komika, który przerysowując najgorsze narodowe cechy i przekraczając przy tym granice dobrego smaku próbował (jak wierzę) rzucić w twarz amerykańskim zakutym łbom ich ograniczenie i zakłamanie. Robił to w specyficzny sposób. Starając się być bardziej zakuty, ograniczony i zakłamany niż łby na widowni. Przez pół filmu strasznie się męczyłam, oburzałam świętym oburzeniem, jak tak można, co on sobie myśli. Aż w połowie załapałam. On walczy. I to w dodatku o to samo, co ja – o lepszy, bardziej tolerancyjny świat. Walczy w sposób nie do końca dla mnie zrozumiały, niemniej jesteśmy po tej samej stronie. Tyle. Taki styl. Który, myślę, prezentuje też Kuba. Prowokacja. Czasem do bólu, czasem do zrzygania. Ale, hej, są rzeczy na tym świecie, które trzeba wyrzygać. Inaczej się ich nie pozbędziesz. Nie wszystko można zrobić w białych rękawiczkach i bon tonie.
Moc sensu tego, co próbował (jak wierzę) zrobić Kuba, dotarła
do mnie, kiedy rozmawiałam na ten temat z pewnym mężczyzną. Mężczyzna, na
pierwszy rzut oka, pierwsza klasa, świetna praca, szanowany zawód, drogie
garnitury, książki, wydawał się myślący. Zgadzał się ze mną, Kuba został
niezrozumiany. Gadamy, gadamy, ja się czuję przenikliwa, on się czuje mądry i
nagle on mówi: ja sam przeleciałem moją Ukrainkę, ale sama tego chciała.
Zaniemówiłam, za chwilę on też. Dotarło do niego, co powiedział. Dotarło, jak
głęboko to siedzi, jaki okrutny schemat, jaki szowinizm, jaka wyższościowość,
jaki brak szacunku. Że to dokładnie, ale to dokładnie to, o czym Kuba. Nie
trzeba było już nic dodawać.
Kuba – chociaż tamta sprawa została zrozumiana zupełnie na
opak tego, o co walczysz – nie przestawaj. Za dużo jest w Polsce do zrobienia.
PS. Jednakowoż, prowokować trzeba umieć. Pamiętać, w imię
czego. Nie lecieć na prowokacyjnym autopilocie. Bo jak prowokujesz osoby, które
są na poważnie, to wychodzisz na głupka.
A ja się nie zgadzam, mając taki posłuch, tylu słuchaczy i słuchaczek, z tak różnych grup, z tak różnych pokoleń, możnaby zdziałać dużo dobrego.
OdpowiedzUsuńO to mam żal.
Że tyle pracy idzie na marne, bo ktoś woli zażartować - i udaje, że kto nie rozumie żartu ten głupi/a. Czasem to (od)ważne "nie zażartować"... A młodzi chłopcy niestety uczą się szybko, o Ukrainkach w Polsce, a o Polkach we Włoszech.
Ja to z głębi serca rozumiem i szanuję Twój pogląd. I boję się, że możesz mieć rację - część polskich zakutych łbów uznała, że to ich "ziom" i wzięła to dosłownie. No i podzielił on ludzi będących "po tej samej stronie", bo przecież, jak Cię czytam, to widzę, że jesteśmy... Ale tyle dobrego z tego wyszło, że przynajmniej pojawił się temat Ukrainek w Polsce w prasie... No i w głowie tego faceta, którego opisałam.
OdpowiedzUsuń