poniedziałek, 28 stycznia 2013

Holy Motors... holy shit!



Wczoraj byłam na filmie Holy Motors. Mówię Wam! Ten film to jeden wielki rajd po nieświadomości!

Zaczyna się od pierwszej sceny. Wchodzimy wraz z bohaterem przez tajemne przejście do innego świata i potem jest już tylko dziwniej. Jazda bez trzymanki. Wierzcie mi,  nie spodziewałam się czegoś takiego, ale też czegoś takiego spodziewać się nie da. 

Każdy z filmu Holy Motors wyniesie coś innego, jestem pewna. Mnie na pierwszy ogień rzuciły się:
1) Nagrobki na cmentarzu, na których nie było żadnych danych o zmarłym, a tylko tekst: odwiedź moją stronę www…
2) Scena, w której płatny zabójca przychodzi kogoś wykończyć. Ofiara (która od razu widać, że ma swoje za uszami) mówi: „Daruj mi, przecież wiesz, że nie zrobiłem tego celowo”. Zabójca odpowiada: „POWINIENEŚ BYŁ CELOWO TEGO NIE ROBIĆ”. 

Dlaczego te akurat zostały ze mną najbardziej? Moje pomysły (choć bywa tak, że człowiek w autoanalizie nie jest najlepszy…;):
Ad 1) Jest to o dzisiejszym świecie i bardzo o mnie. Pewne rzeczy jest mi łatwiej napisać na tym blogu niż powiedzieć najbliższym.
Ad 2) To jestem cała ja. Zawsze wolałam coś zrobić niż żałować, że tego nie zrobiłam. Więc dziś żałuję wielu rzeczy, które zrobiłam.  Powinnaś celowo tego nie robić – powtarzać to sobie będę co rano.

Czyli - chcę Wam powiedzieć - zwracajcie uwagę, na to, co zwraca Waszą uwagę.

I zdanie: Piękno jest w oku patrzącego. Czekajcie, czekajcie… czy to na pewno jest zdanie z filmu? Nie wiem. Generalnie po filmie: więcej rzeczy nie wiem, niż wiem. I to akurat dobrze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz