poniedziałek, 7 stycznia 2013

Skąd się wziął "projekt życie"...




Historia nazwy jest ładną historią. „projekt Życie” – tak dokładnie nazywał się folder na pulpicie mojego laptopa, do którego wrzucałam wszystko, co było związane z dojrzewającym we mnie pomysłem na nowe przedsięwzięcie. Zastanawiałam się nad misją, formą, organizacją, zespołem, no i również nazwą firmy zajmującej się wspieraniem rozwoju osobowości, coachingiem, terapią i treningami. W jakimś sensie nazwałam ją wcześniej niż to zrozumiałam, ale nie byłoby Projektu Życie, gdyby nie Irek M.

Irek M. jest wspaniałym mężczyzną, którego podsiadłam na gorącym krześle researchera w regionalnym biurze jednej z największych firm executive search na świecie. Executive search (poszukiwanie managerów) to headhunterzy, którzy są tak wyspecjalizowani, tak wysublimowani i tak dobrze ubrani, że już nie mówią o sobie, że są headhunterami. Oboje z racji zawodu jesteśmy przyzwyczajeni do pracy projektowej. Irek wiedział o moim pomyśle, zawsze mu kibicował, poznał mnie z wieloma znaczącymi dla PŻ osobami. Taki ojciec chrzestny Projektu Życie. A z nazwą było tak, że Irek zadzwonił do mnie któregoś dnia i pyta: „jak tam twój projekt Życie”? I wtedy mi kliknęło.

Nazwa budzi różne skojarzenia i w związku z tym kontrowersje. Jedni – że super. Drudzy – że masakra: asocjacje z ruchem antyaborcyjnym albo kliniką in vitro i ogólne wrażenie jakiegoś nawiedzenia, odjechania. 

A mnie się wydaje, że dobrze wyszło. Nie było to przemyślane, zaplanowane, marketingowo-focusowo zbadane – ale wyszło dobrze. Ma mówić do kobiet, takich jak ja, 30-40 lat, które już mają to i tamto, i jeszcze to, ale czegoś im brakuje, coś je boli, tej nie wyszedł związek, tamta ma kłopoty z dziećmi, następna dusi się w pracy, która jej nie sprawia satysfakcji albo daje się tłamsić mężowi czy szefowi. Ogólnie „coś jest nie tak”. A ma mnóstwo kompetencji, szereg rzeczy osiągnęła, dopięła, zamknęła – umie organizować. Poprowadziła z sukcesem mnóstwo projektów. Chcę ją zachęcić do tego, żeby te kompetencje wykorzystała na innej płaszczyźnie. Chcę jej powiedzieć: a gdybyś na swoje życie miała spojrzeć jak na projekt?

Po tym, co się ze mną stało 22 grudnia – chyba wiadomo, dlaczego miałam kłopoty z rozkręceniem firmy. Mój ukochany pomysł, piękna misja, ma wielu kibiców, którzy w nią wierzą. A jakoś ledwo zipie. Nie dziwne. Ma w nazwie „życie”. Więc skoro ja – jej mózg, serce i macica – miałam w głowie dylemat „żyć czy nie żyć” – jak ona się mogła, biedaczka, kręcić. Ale zrobiłam porządek ze sobą, więc – jeśli mam rację – rok 2013 będzie też rokiem moim i Projektu Życie. Myślę, że już za 3, a na pewno za 6 miesięcy, będę mogła powiedzieć, czy przeczucie mnie nie myli. 

A Irek M. obecnie sam jest szefem świetnie działającej firmy executive search Malek Recruitment.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz