A potem uwierzyłam w Boga. Ale nie w katolicką wersję
wydarzeń, tylko że coś tam jest. Jakaś energia, pierwsza przyczyna,
wszechświadomość, jednia. I to ma ogromne konsekwencje światopoglądowe.
Sprowadza człowieka w zupełnie inne miejsce. Nie jest już on wszechmocny, Ja
przestaje być ostateczną wyrocznią, nie jest już najważniejsze.
Więc dziecko chcę też wychowywać w przekonaniu, że Ja nie
jest najwyższą wartością. Ale dziecko ma ojca górala i co ja jemu mam
powiedzieć? Że ją do sangi buddyjskiej zaciągnę? Zresztą nie czuję tej sangi do
końca. Boga jako energię czuję, ale to, co zgromadzenia ludzkie z Nim robią –
jakoś mi nie wchodzi…
Więc – jak Bóg w Polsce – to wersja katolicka. A jak wersja
katolicka, to komunia w drugiej klasie.
Więc jutro na spotkanie w kościele. Spotkanie oko w oko – chyba z własnym kłamstwem.
Więc jutro na spotkanie w kościele. Spotkanie oko w oko – chyba z własnym kłamstwem.
Jeszcze ksiądz proboszcz w parafii – z tych surowszych. Że
jak się chodzi do wróżki, to powinno się potem egzorcyzmować, podobno mówi. To
na pannę z dzieckiem, co u pierwszej komunii nie była, tatuaż ma na plecach i
na warsztaty szamańskie chadza – ciekawe, co by powiedział…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz