Ludzie się dzielą na dwa typy, z grubsza (oczywiście z całą paletą rozwiązań pośrednich i niestandardowych). Ci, co lubią plany i ci, co ich nie lubią. Ja należę do tych, którzy robią plany tylko po to, żeby je natychmiast storpedować. Mam takiego osła w środku. Nauczyłam się z tym żyć. Nie robię planów. Niby, oczywiście, bo przecież każdy robi plany. Moje po prostu nie mogą znaleźć formalnego wyrazu, nie mogą zostać zapisane, powiedziane, obiecane, zanotowane w kalendarzu ani w aplikacji na smartphone’a. Bo wtedy po nich. Wytrzymam dwa dni, a trzeciego rozwalę je i to z przytupem. Żyję więc tak bez tabelki w excelu i punktów w power poincie. No, ale przecież nie bez planów. Tylko robię je … właśnie, nieformalnie. Mój własny sposób na obejście osła w sobie.
I teraz mam problem. Chcę pisać blog. A pisanie bloga
właściwie samo w sobie jest planem. Wymaga regularności, systematyczności,
konsekwencji i innych trudnych wyrazów.
No, ale nie po to jestem psychologiem, żeby się bać
problemów. Również własnych. Czym są problemy? Tak naprawdę to wyzwania.
Drogowskazy, które wskazują kierunki pracy. Kamienie milowe na drodze rozwoju.
Nie boję się.
Umawiam się sama ze sobą na pięć wpisów w tygodniu. Dużo.
Ale nic nie poradzę, tak czuję. Ośle, a właściwie – osiole – we mnie, słyszysz?
To z tobą się muszę dogadać. Zrobię dzisiaj pracę w transie z tym osłem. Myślę,
że już za tydzień będzie wiadomo, czy przyniosła efekty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz