czwartek, 6 grudnia 2012

Wesołego Mikołajka


Wszystkim kierowcom, którzy mnie dzisiaj nie przepuścili, kiedy wioząc dziecko do szkoły wyjechałam z uliczki Zawrat na Puławską planując zawrócić przed Woronicza (naprawdę mały odcinek), a szczególnie pani, która specjalnie przyspieszyła, żebym się nie mogła zmieścić oraz panu, który jechał za mną i trąbił, że jadę za wolno próbując znaleźć kogoś, kto mnie wpuści – życzę wesołego małego Mikołaja i dużo spokoju na nadchodzące Święta. Chciałabym również przeprosić, że kiedy rzeczony pan patrzył na mnie zabójczym wzrokiem, popukałam się w głowę w oczywistym geście sugerującym, że jest idiotą. Takie zachowania nie prowadzą do obniżenia ogólnego poziomu agresji na ulicach naszej kochanej Warszawy i jest mi naprawdę przykro z tego powodu. No i najważniejsze – bardzo dziękuję osobie, która mnie w końcu wpuściła.

Żeby przedstawić pełny obrazek – przez ostatnie dni siedziałam w domu z powodu choroby dziecka i wyszłam dziś rano z domu nienaturalnie wyluzowana. Więc liczba użytych klaksonów, zderzaków przy zderzaku, pisków opon, gestów, słów wykrzyczanych, ale na szczęście niesłyszanych zza szyby, jednym słowem coś, co jest normalną warszawską średnią poranną – wpędziła mnie w jakiś stan paralękowy.  Miałam podobne wrażenie kiedy wróciłam po 5 tygodniach wakacji na Mazurach (tak, wiem, rozpusta…J). Poziom agresji na ulicach, w sklepach, w metrze, na ulicy – przytłaczający. Dlaczego, nie pytam. Mam swoje teorie, jednak od jakiegoś czasu wiem, że pytanie „dlaczego” niczemu nie służy. Lepiej jest zadać pytanie: po co. Po co, ludzie, po co, Asiu, ponieważ za trzy dni odwożenia dziecka rano do szkoły przywykniesz, a za następne trzy będziesz jedną z tych, którzy walczą, walczą do upadłego nie wiadomo z kim, walczą co rano, żeby zdążyć, żeby być pierwszym, żeby nikt nie wjechał na MÓJ pas, MOJE terytorium, MOJE prawa… Po co, po co, po co…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz